Dożynki (1987–2003)
Sześć książek Andrzeja Sosnowskiego w jednej: Życie na Korei (1992), Sezon na Helu (1994), Stancje (1997), Konwój. Opera (1999), Zoom (2000) i Taxi (2003). Całość uzupełniona alfabetycznym spisem wierszy.
Życie na Korei
Latem 1987
Biebrza, Czerwone Bagno
Czas i pieniądz
Rozmowa na wycieczce
Spacer przed siebie
Życie na Korei
Wiersz dla twojej córki
Milenium
Jesień
Posłowie
Wiersz dla Oberona
Śmierć człowieka nieuformowanego
Esej o chmurach
Gwałtowna moc zanikania
Czym jest poezja?
Wiersz dla Becky Lublinsky
Trzy wiersze z bliskiej Północy
Huntsville
Wild Water Kingdom
All that jazz
Sezon na Helu
Szerokość poetycka zero
Powstanie pewnej kolonii
Powstanie innej kolonii
Ostatki (11/12 sierpnia 1993)
Na bocznym torze, na jałowym brzegu
Świadectwo pracy
Życiorys
Sezon na Helu
Tannhäuser
Piosenka dla Europy
Koniec wieku
I inne opowiadania
Acte manqué
Killarney
Poniekąd śnię, skądinąd muszę
Honi soit
Anoksja
Proszę, nie zaprzeczaj
Dzieciom
Zmienia to postać legendarnych rzeczy
Lautréamont Mix
R. R. (1877-1933)
Pomona i Wertumnus
Po sezonie
Fragment
Stancje
Trop w trop
Chodź
List znad Morza Białego
I nic dziś już nie
V (Komu to się śniło? Ktoś staje nagle za mną...)
Warszawa
Chłodne przyjęcie
Miłość jako katastrofa na Morzach Południowych
Zaraz wracam
Oceany
Pięć sążni w dół
XII (A kiedy staniemy w obszernych hotelach...)
XIII (Od tygodnia z pochylonymi głowami...)
XIV (Żółta jest róża...)
Oddech zamknięty
XVI (Nigdy nie poszliśmy dalej niż na molo...)
Do trzech
XVIII (Ale recepcjonistki nie mają naszych rezerwacji...)
Ruch lokalny
Zasady ruchu lokalnego
Sygnały dnia
Wiersz dla J. S.
Tachymetria
Konwój. Opera
Cover
Konwój
Opera
Glossa
Bebop de luxe
Wiersze z opery
Generalissimus
Ostatnie zadanie
W laboratorium
Machej na Hrad
Z kraju i z wszechświata
Errata
Pies szczeknął i chap go za rękę
No i niech mi pan powie
Będę czekać
Techno
Uwagi dotyczące wykonań opery
ZOOM
Wiersz dla FranÇoise Lacroix
Małe degustacje
Małe dewastacje
Szybki transport
Grimoire
Zoom
We love you
* * * (I pewnego pięknego dnia przy przejściu granicznym...)
Inne oczy słońca
Taxi
Love Parade
Białe szaleństwo
Black Fix
Wiersz dla czytelnika
Jak zegarek pod poduszką
Inaczej
Lekcja żywego języka
Moi ludzie
Thrakt
Blik
Wiersz (Trackless)
Trackless
Zanik pola
Hilda Möbius
Ma foi non, dit-il (Pierrot)
Dalekowidz
Zapalenie pustki
Ballada
Lekko licząc
Przydźwięk sieci
Tańczące maleństwa
Z dziejów pieska
Jest metalicznie
Powrót dziewczynki z zapałkami
Pozytywki i marienbadki
Zaćmienia
Wyjście awaryjne
Życie po kolei
Rzegoty
Dormez-vous?
Piosenka uprowadzonego
Alfabetyczny spis utworów
Poezją Sosnowskiego nie rządzi prawo analogii, a raczej prawo przyległości, wymuszonego sąsiedztwa słów. Metonimii, która uzasadnia związki pomiędzy zjawiskami, zjawiskami i słowami, słowami i zjawiskami, słowami i słowami jedynie na zasadzie pewnego (fotograficznego) zbliżenia, jakie pozostaje do głębi narracyjne. Ciało i dusza mają ze sobą związek, bo ktoś je obok siebie umieścił; perswazyjna moc metonimii nadaje ciału magiczne właściwości duszy niejako fałszywie. Z jednej strony ciało udaje tylko metaforę duszy; uzurpuje sobie prawa do znaczenia, w rzeczywistości pozostając jedynie degeneracją "teraz" - czymś, co przychodzi nie w porę ze swoim "błędnym kwintetem zmysłów".
Joanna Orska
Wierszy Sosnowskiego możemy bowiem używać w najróżniejszych celach, podobnie jak muzyki absolutnej, a ułatwiają nam to właśnie Dożynki (...) - nawet przy bardzo pobieżnej lekturze ukazuje nam się a to Sosnowski lingwista, a to Sosnowski religijny, Sosnowski - dowcipniś oraz śmiertelnie poważny Sosnowski - ekonomista. Po wszystkich dotychczasowych trudnościach w obcowaniu z "tą poezją", Dożynki są jakby zbyt poręczne, pozwalają szaleć, a nawet skłaniają do szaleństwa. Dlatego co bym radził, to sprezentować je znajomemu, a ten niech przekaże je dalej. Niech krążą.
Adam Wiedemann
Kiedy w literaturze pojawia się przyzwyczajenie, widmo oswojenia i usankcjonowania pewnego sposobu pisania, trzeba znaleźć inną przestrzeń, trzeba przestawić elementy poetyckiej układanki, przeładować broń, odmienić język, urządzić dożynki i znaleźć świeży trop. To, że autor nie umieścił w zbiorze wydanego w zeszłym roku poematu "Gdzie koniec tęczy nie dotyka ziemi", pokazuje, że nie ma mowy o żadnym ostatecznym końcu. Skoro tęcza nie dotyka ziemi, to znaczy, że jest jeszcze trochę miejsca na literacką krzątaninę, na nowe wiersze. To nie światło znajduje się na końcu tunelu, ale - mówiąc słowami autora - tunel na końcu światła.
Grzegorz Jankowicz
Sosnowski wciąż opiera się szufladce, jego głos wciąż drży i nie daje się gładko usidlić i ustawić. Kiedy transmisja zaczyna być zbyt wyraźna, zawsze można ją odrobinę zaburzyć, pokręcić gałką radia, wynaleźć jakąś niespodziewaną przestrzeń czy wymiar wypowiedzi, który jest wręcz diabolicznie niedostępny, okopany i ukryty, niczym Nautilus setki kilometrów pod powierzchnią oceanu albo kruchy jak łódeczka na falach podczas sztormu.
Agata Pyzik
Poezja Sosnowskiego rządzi się logiką przemieszczenia, a poeta namiętnie tropi oznaki podstawień jednych słów pod drugie, uniemożliwiając językowi znieruchomienie. A jednak odnoszę wrażenie, że w przypadku tej twórczości obcujemy wciąż z pewną generalną formułą, wiążącą pisanie ze śmiercią. Nie jest to rzecz jasna prosta relacja. Chodzi o dramatyczne - w ostatecznych konsekwencjach - szyfrowanie egzystencji, ale w taki sposób, wobec którego kapitulują tradycyjne (a być może i wszystkie) sposoby komentarza.
Jakub Momro