Państwo P.

26/01/2009 Poezje

Każ­da z ksią­żek Sośnic­kie­go jest innym frag­men­tem mapy. Pań­stwo P., jak łatwo się domy­ślić, to obszar języ­ko­wy zwa­ny Pol­ską, „ten kraj”, napi­sa­ny kie­dyś Nor­wi­dem, pozo­sta­ją­cy w cią­głym ruchu. Sośnic­ki śle­dzi tek­to­ni­kę języ­ka, ero­zję zna­czeń, zdo­by­wa się na dystans do pań­stwa P., żeby móc znów za nim tęsk­nić.

Wydawca
Biuro Literackie
Miejsce
Wrocław
Wydanie
1
Data wydania
26/01/2009
Kategoria
Wiersze
Seria
Poezje
Ilość stron
64
Format
162 x 215 mm
Oprawa
miękka
Papier
Munken Print Cream 1.5 90g
Projekt okładki
Artur Burszta
Projekt opracowania graficznego
Przemysław Dębowski
ISBN
978-83-60602-79-9
spis treści

Decyzja

 

część I. Z Państwa P.

 

Lato państwa P
Państwo P. i anty-Wanda
Pan P. wyznaje: Nie jestem miejskim partyzantem
Alfabet pana P.: Jesionka
Alfabet pana P.: Etos czytelniczy
Państwo P. i pojazdy mechaniczne
Państwo P. rozmawiają o tym, co domaga się przekroczenia
Pan P. składa portfolio w warszawskiej agencji reklamowej „Rekin”
Alfabet pana P.: Buty
Pan P. i dziecko, które jest w każdym z nas
Myśli pana P. przy odmrażaniu lodówki
Alfabet pana P.: Torba na zakupy
Alfabet pani P.: Stół
Państwo P. i cena cukru
Państwo P. ulegają modzie na powieść kryminalną
Alfabet pani P.: Morze
Państwo P. i smutek zwierząt
Prywatna misja pani P.
Państwo P. o lekturach
Państwo P. wracają z dalekiej podróży
Państwo P. i pukanie do drzwi w listopadzie
Państwo P. snują fantazje na temat przeprowadzki
Z lektur państwa P.: Traktat o harmonii wywiedzionej z zasad naturalnych
Alfabet pani P.: Sygnał
Państwo P., radioodtwarzacz i kot
Trzy razy państwo P.
Alfabet pani P.: Rodzice
Pan P. podpatruje scenkę z życia sąsiadów, o których wie, że przeżywają trudny okres
Pan P. spotyka młodego poetę
Państwo P. i Noc Muzeów
Alfabet pani P.: Rośliny doniczkowe (w grudniu)

 

część II. Z dzienniczka Pana P.

 

Do dzienniczka
Potwór
Gdzie są ocalałe fragmenty pergamońskiego fryzu
Plant Planet
Burgund
Wielka podróż Arka i Jarka
Teczka Toli
Podwójny sen o Warszawie
No co ty
Na Edytę 2005
Przejście
[Słońce świeciło, padał deszcz]
Poezja napisana

opinie o książce

Ta odruchowa ufność, którą odczuwamy w stosunku do autora, stanowi jeden z najciekawszych wątków pojawiających się przy lekturze Państwa P.Obrazy Sośnickiego są niezwykle sugestywne i wiarygodne. Wypełniając spojrzenie czytelnika szczegółami, autor konstruuje sytuację w wierszu nie tyle ze słów, co bezpośrednio (na tyle, na ile to możliwe w poezji) z doświadczeń czytającego. Dokonuje w rzeczywistości interpretacji naszego widzenia, naszego snu - wchodzi niemal w rolę terapeuty, wyjaśniając to, co zdarzyło się samemu odbiorcy. Tworzy przestrzeń mówiących rzeczy, które nie potrzebują go jednak w roli twórcy i pośrednika (rzecznika), ale raczej wyjaśniającego, tłumacza; to niemal przestrzeń tradycji heideggerowskiej, z tą różnicą, że rzecz mówi wszystko sama z siebie, popychana siłą, która jest niewidoczna i niewytłumaczalna poza poezją (a może w ogóle nie jest?).

Paweł Kaczmarski

Dariusz Sośnicki, poeta czterdziestoletni, chwyta się za bary ze swoim krajem (lub, przyjmując wersję neutralną, z krajem, w którym przyszło mu żyć). Pisać o Polsce, zwłaszcza dzisiaj, to rzecz nie tylko trudna, ale i bardzo śliska. Trzeba uważać, by z jednej strony nie popaść w melancholię wspominania, nie rozbić się na karkołomnych próbach reanimowania truchła romantycznego paradygmatu, z drugiej zaś strony, by nie poprzestać na płytkiej kontestacji, wołaniu, że jest źle. Sośnicki nie poślizgnął się na Polsce i z umiejętnością tancerza figurowego wykręca na tym lodowisku kolejne piruety, salhofy, toeloopy, rittbergery i axele. 

Marcin Jurzysta

Sośnicki pozostaje dla mnie poetą miejsca. I to miejsca szczególnego, nierzadko obwarowanego i zatarasowanego, przyprawiającego o lekką klaustrofobię, z której ratują tylko słowa. Opisywane przez niego życie należałoby określić chyba mianem "życia na wyspie" - tyle w nim granic, które zdają się nieprzekraczalne i ślepych uliczek, pojawiających się na końcu najbardziej obiecujących dróg. Cały tom wpisany jest w błędne koło, ale same wiersze, poddane presji przymusów i ograniczeń, wychodzą na swoje. Doprawdy, można z nimi iść pod rękę.

Jacek Gutorow

Sośnicki unika prostego, jednoznacznego uzgodnienia między językiem podmiotu lirycznego i swoim. Pozwala mu na liryka roli, którą moglibyśmy też określić techniką punktów widzenia. Fantastyczne wyczucie języka, do perfekcji opanowany kunszt posługiwania się cytatem sprawiają, że tekst, utkany z frazeologizmów i frazesów – powtarzanych codziennie po wielokroć zdań, ujawnia jego ironiczny, a czasem pogodnie dobrotliwy stosunek do utrwalonej sceny, która stanowi syntezę wszystkich, podobnych do tej, sytuacji przydarzających się państwu P.

Elżbieta Winiecka

Tu Mickiewicz, tam Norwid, gdzie indziej Żeromski, ale nie nachalnie, właściwie – od niechcenia. Nowa książka Dariusza Sośnickiego to przede wszystkim podróż przez różne terytoria polskości. Poeta kreśli panoramę naszych polskich wstydów i pragnień, naszego specyficznego poczucia humoru, a także ciągłego niezadowolenia i wielkich tęsknot.

Marcin Orliński

To nie jest, drodzy państwo, taki sobie niewinny monolog polskiego inteligenta. To jest, jak mi się wydaje z punktu widzenia młodej Polki, utrwalenie pewnych egzystencjalnych stereotypów. [...] To jest straszliwie herbertowski tomik rzeczywiście, i napisany ironicznie, fajnie zabawnie. Pozwalający się inteligentnemu czytelnikowi prosto z myślą autora zidentyfikować.

Agata Pyzik

Inne książki autora

Teksty i materiały o książce w biBLiotece