
ploso
Tytułowe „ploso” to zagłębienie w dnie rzeki powstające pomiędzy bystrzami, miejsce o nieco spokojniejszej wodzie. Takim zagłębieniem, które pozwala życiu upływać wolniej, a nawet zawraca jego rwący nurt, jest poezja zgromadzona w tomie Joanny Roszak. Poezja uwagi i spokoju, powstająca blisko tego, co się rozpada, w poszukiwaniu balansu, w próbie medytacji, blisko wody, drzew i cichych zwierząt. Poezja będąca przeciwieństwem turbulencji i zniszczenia, lapidarna, a zarazem niezwykle mocna odpowiedź na rozsyp.
co było łąką
białym
om
twarzą do rzeki
karmienie
kalendarz trawy
spłoszeni
naoczne
księga wejścia (posłane)
czytamy
dziady
uchylone
dzień jak ten
statyści
na tyle blisko
krawędź
brzegi
odsłonięte
jak
niepodzielne
ploso
szczelne
zbiegłe
znów
i że
ganges
cuda widy
trawa zimą
nad rzekę
Podmiotka liryczna Roszak odbywa pewnego rodzaju podróż, która zaczyna się w przestrzeni domowej, wypełnionej przedmiotami pełniącymi funkcję nośników wspomnień; następnie trafia na ulice miasta, gdzie zderza się z cudzymi smutkami, by ostatecznie, w ploso, odnaleźć swoje miejsce pomiędzy łąką, rzeką i lasem. (…) w końcu bierze głęboki oddech; jej samoświadomość pobudzona przez relację z bezkompromisową przyrodą jest imponująca. Przestrzeń lasu, łąki, rzeki jest niczym tytułowe ploso ‒ spokojniejsza niż wszystko inne wokół, generująca specyficzną energię, z której czerpie podmiotka. Dykcja Roszak jest szorstka i zachowawcza, przepełniona bólem, lecz pełna wolności. Odkładam ploso na półkę pełna pokory, ale i spokoju, którym poetka chce nas obdarzyć.
Karolina Kurando