W widnokręgu Odmieńca. Teatr, dziecko, kosmogonia
Według słów samej autorki, teksty składające się na tę książkę pisane były w ciągu czterdziestu lat, podczas których autorka szukała odpowiedzi na pytania, kim jest dziecko i czym jest teatr. O myśleniu, języku, początkach wyrażania siebie – w tomie W widnokręgu Odmieńca.
...A to było tak
Jabłko Newtona
Król na dwie kami
Moja Kaczka i Hamlet Dormana
...To samo jeszcze raz....
Alicja w krainie rzeczywistości
Kosmogonie dziecięce
Między nieporządkiem a porządkiem
Symbol. Zabawa. Dziecko
Odmieniec. Między rzeczywistością dzieci a rzeczywistością dorosłych
Między sceną a widownią
Zabawa i teatr
Kosmogonia
Kultura żyje dzięki przeciwieństwom, które scala
Przypisy
Spis i objaśnienie ilustracji
Wykaz pierwodruków
Indeks osób
Jak reagować, kiedy dwuipółletni Odmieniec opowiada swojej lalce bajkę treści następującej: "Byli sobie raz Babcia Czachowa i Dziadek Czachowy. I były małe Ludki Czachowe. Idzieły sobie na spacery i się tak grzeczniły. A potem zrywały kwiatki czachowe. Idły, idły i idły. Koniec"? Co robić, kiedy wlazłszy pod łóżko, uspokajającym tonem zapewnia: "Ciemnościu, Ciemnościu, możesz chodzić w ciemno, tylko nie pobrudź podłogi!"? Czy prostować, kiedy dżdżownicę nazywa "idącym włosem", buduje "buddę dla psa", o cioci mówi, że jest "złą śmiechą", a nad naszkicowanym konikiem płacze, że ten "nigdy już nie wyjdzie z krat kolorowanki"? Śmiać się czy płakać, kiedy kategorycznym tonem powiada o poetach: "przyjdą brzydale i napsują słowa"? I kiedy zamiast bajki - wybiera do lektury okładkę, bo dopiero tam "zaczyna się taka ładna pusta historia"? Wreszcie - czy przyznać się Odmieńcowi, że kiedy zaśnie, podkrada się mu znaczenia, które przed snem poukładał w słowach-walizkach nie gorzej niż sam Humpty Dumpty?
Krystyna Miłobędzka wie, że żadnego z tych pytań (Marysi, Wojtka, Alicji, Krysi, Joasi) nie wolno wkładać między bajki. Już raczej - między wiersze, repliki dramatów, między karty filozoficznych traktatów i najważniejsze podania ludzkości. Ta samoczynna pytajna mantra kwituje bez litości najrozumniejsze domniemania dorosłych. Jedyną zasadą opisywanych przez Miłobędzką światów (światów teatralnych Jana Dormana, kosmologicznych - człowieka pierwotnego, dziecięcych - Wojtka Falkiewicza itd.) jest antyreguła rządząca Krainą Czarów Lewisa Carrolla. "Zdziwniej i zdziwniej!" - powiada poetka i tą drobnostką umieszcza czytelnika w samym centrum "widnokręgu Odmieńca". To właśnie tutaj, na marginesie, zaczynają się najistotniejsze "pełne historie". "I tak będzie to trwało - powiada ostatnie zdanie Piotrusia Pana - dopóty, dopóki dzieci będą wesołe, niewinne i bezduszne". I dopóty, dopóki dorośli - wzorem Autorki i jej bohaterów - nie będą się bali o tym pisać.
Joanna Mueller
"Babcie zwykle opowiadają wnukom dziwne zdarzenia z własnego życia - moje byłoby takie:
Kilkadziesiąt lat temu napisałam dla dzieci sztukę pod tytułem Siała baba mak opartą w całości na własnych zabawach i wyliczankach pamiętanych z dzieciństwa. Była z powodzeniem grana w Polsce - widocznie dzieci znały te same zabawy co ja. To mnie nie zdziwiło. Ale kiedy moja sztuka została przetłumaczona i zagrana w języku angielskim, włoskim, francuskim, czeskim, niemieckim, hiszpańskim - okazało się, że tamte dzieci i tamci dorośli też znali moje zabawy.
Znali te same zabawowe gesty - z tą różnicą, że moja baba siała mak, Francuzi siali kapustę, Czesi i Słowacy też mak, Niemcy groch (Der alte Groch [!] saht Erbsen noch), Włosi siali rodzynki, Turcy siali las, na Kubie plącze się kulawa baba, a w Anglii nie ma żadnej baby, tylko wprost przeciwnie (Mary, Mary, quite contrary). Dopiero to mnie zdumiało. Do dziś mnie zdumiewa i wzrusza, że to, co moje, najbardziej prywatne, własne, tutejsze, domowe, jest jednocześnie cudze i wędrowne".
Z powyższych słów Autorki można wyprowadzić podstawową tezę tej książki. Oto ona. Żyjemy w poczuciu swej jedyności pośród odmiennych od nas ludzi, ale w istocie dzieli nas mniej, niż sądzimy. Jeśli tylko pominiemy nieistotne podziały, okaże się, że jesteśmy bliżsi sobie, niż nam się wydawało. Mamy bowiem coś - jeden czynnik, który nas łączy. Czynnikiem tym jest wspólne dzieciństwo. Autorka - posługując się pracami psychologów, analizując przedstawienia teatralne dla dzieci i zabawowy folklor dziecięcy różnych kultur, wykorzystując własne doświadczenia matki - zwraca uwagę czytelników na niedostrzegany zazwyczaj sposób obcowania dziecka ze światem. Pokazuje przemyślne zabiegi, za pomocą których dziecko - zawsze obcy odmieniec wrzucony w rzeczywistość już gotową i dorosłą - czyni świat do siebie podobnym. Zrozumienie tych zabiegów jest warunkiem kontaktu.
Książka Miłobędzkiej przeznaczona jest dla ludzi teatru, którzy chcieliby wzbogacić swoją wiedzę o kilkuletnich widzach teatralnych, a także dla świadomych i szczerze zainteresowanych swymi dziećmi rodziców. Ale może ją przeczytać także człowiek zainteresowany samym sobą. Ten pozna naszą najbardziej odległą wspólną przeszłość - którą jest własne dzieciństwo. Zstąpi do korzeni mowy i korzeni naszych dorosłych mniemań o świecie.
Krystyna Miłobędzka jest przede wszystkim poetką - i fakt ten nie jest bez znaczenia dla prezentowanej książki. Poetę "dzieckiem świadomym" nazwał Stanisław Barańczak.
Jarosław Borowiec
Może właśnie ja nie powinienem pisać o tej książce. Nie dość, że jest dziełem poetki, którą cenię ponad wszystkich poetów, to jeszcze jest książką - tak to bezwstydnie czuję - o mnie. O odmieńcu, który sam się do tej swojej odmieńczości wielokrotnie przyznawał, ale też taił ją według, odkrytej przez Rogera Caillois, "taktyki motyla", rozkładając przed ewentualnym napastnikiem skrzydła z ich (kompromitującym niekiedy) ornamentem. Jestem odmieńcem takim właśnie, o jakim pisze Krystyna, wierzę (jestem pewny), że nie starcze zdziecinnienie sprawia, iż nie przestałem odczuwać, widzieć i konstatować z taką samą pierwszą miłością, jaka była mi dana (czy tylko - właściwa), kiedy byłem w miarę bystrym chłopczykiem. Mam dla niego więcej szacunku niż dla siebie - zasłużonego w pożytkach dla społeczeństwa (jeśli takie istotnie są moim udziałem). Krystyna Miłobędzka przedstawia najistotniejszą rewelację bycia człowiekiem niezrutynizowanym, właściwą jedynie dziecku. Niezdeformowanemu przez pedagogikę "przyszłościową", czyli przez przygotowywanie do bycia tym, kim powinno być według sklerotycznych (tak, to jest złośliwość) domniemywań dorosłych, głupiejących w miarę dojrzewania i znajdujących wybiegi mimikry i mimezy przekształcające tę sklerozę w tak zwaną "mądrość życiową". Rymującą się z mądrością Mądrzejszych.
Dziecko nie jest "tymczasowym" stadium bycia człowiekiem. Jest człowiekiem, któremu dostępne jest pomiędzy w sposób najzupełniej naturalny; jako to, co jest zarazem tym i tamtym: nieustępliwą metaforą, czyli życiem życia. Jest (często bezwiednym) kreatorem świata, twórcą kosmogonii - w najgłębszym sensie - teatralnej, unaoczniającej konkretność pojęć i wieloznaczną ulotność rzeczy w ich wzajemnej (chyba wolno tak powiedzieć) zabawie. Będącej analogią obrzędu. Odmieniania i przemieniania.
Pisząc o odmieńcu, Miłobędzka przywołuje rewelacje teatru Dormana i własne swoje bycia dzieckiem i bycia-z-dzieckiem. Ale, jak powiedziałem wcześniej, czytam jej książkę jak świadectwo dane mojemu byciu dzieckiem, mojemu myśleniu o dziecku, o teatrze, o sobie dla innych i przez innych. Uradowany, powtarzam za Krystyną: "Do dziś mnie zdumiewa i wzrusza, że to, co moje, najbardziej prywatne, własne, tutejsze, domowe, jest jednocześnie cudze, wędrowne".
Bogusław Kierc
Należy ją też uznać za lekturę obowiązkową wszystkich ludzi teatru, którzy zajmują się twórczością dla dzieci. W tej dziedzinie książka ta jest niewątpliwie nowatorska i wskazuje drogi poszukiwań.
Maciej Wojtyszko
Autorka nie tylko obserwuje dziecko, ale poszukuje także śladów dziecka w dorosłym. Jeśli zaś potężną siłą poznawczą pierwszych lat życia jest zdziwienie, to w niewielkim, ale erudycyjnym zbiorze szkiców tropy te odnaleźć można z łatwością.
Agnieszka Sabor